Kwaśniewska postanowiła przepraszać za jakieś panie, które napisały niewybredne komentarze pod nagraniem córki Nawrockiego. Kompilacja tychże jest teraz kolportowana masowo przez pisowców na różnych szczeblach propagandowej drabiny, w tym tych bardzo wysokich, jako rzekomy dowód na „opętanie hejtem” czy to „wyborców PO” czy szerzej każdego, kto nie chce się ukorzyć przed supremacją PIS.
Trafnie napisał bloger Galopujący Major aka Łukasz Hassliebe:
Histeria po tym jak madki i babki hejtowały córkę Nawrockiego przypomina histerię po tym jak Tusk powielił fejka o córce Andrzeja Dudy. Nie żeby ów hejt nie był haniebny, ale mujborze przecież na socialach ludzie wyzywają dosłownie wszystko. Te wielkie głosy libkowych autorytetów, te sygnalizowanie cnoty (zostawcie dziecko!) tylko pokazuje, że obozowi libków wolno mniej.
Wiedzieliście kiedyś, żeby prawica przepraszała za hejt wobec syna Bodnara? Albo może za wyzywanie Wojtka Sawickiego z Life on Wheelz i notoryczne nazywanie go warzywem? O to zrobiono z dzieckiem posłanki Filkis nawet nie wspominam.
Prawica nigdy nie przeprasza, zawsze się wypiera. Po pierwszej turze Andrzej Zybertowicz odmówił polskości połowie głosujących i widzieliście, żeby to było przedmiotem kilkudniowej kampanii medialnej.
Wyborcy PiS non stop, powtarzam, non stop wyzywają, dehumanizują wyborców innych partii, ale to zawsze oni są tymi najbardziej poszkodowanymi.
Zauważyłem, że niektórzy nazywają to „whataboutyzmem”. No nie. Wspominanie o hejcie pisowskim w kontekście hejtu nie-pisowskiego to nie jest „whataboutyzm”, bo mówimy o co do zasady tym samym zjawisku. Uparte ignorowanie różnic w jego odbiorze, w zależności od tego, kto jest jego źródłem, to nie żadna „pryncypialność”. W przypadku samych pisowców, którzy plują jadem 23h na dobę, by następnie przez jedną godzinę pluć histeryczną pretensją, że się wobec nich stosuje „przemysł pogardy”, mamy do czynienia rzecz jasna po prostu z cyniczną manipulacją i propagandą: wyolbrzymiając hejt rzekomo wycelowany w nich, czy w dzieci ich działaczy, tworzą fałszywą narrację, w której to największa partia i elektorat hejtu są nagle głównie ofiarami, a nie głównie sprawcami. To jest zakłamanie rzeczywistości.
W przypadku innych to pożyteczny idiotyzm, który może z dobrych pobudek, jednak walnie przyczynia się do omotania pisowskim kłamstwem o niebywałym hejcie wymierzonym w ich obóz.
Nie chodzi o to, że nie wolno wyrazić opinii, że jakieś komcie wygrzebane spod jakiegoś postu na FB, są chujowe przez to, że uderzają w dziecko. Chodzi o to, jakie rozmiary przyjmuje ta masowa, publicznie robiona wiwisekcja „hejtu”, jakie ilości uwagi pochłania.
Uwaga jest skończonym zasobem. Można zaryzykować, że dziś, w dobie nadstymulacji bzdetami, deficyt uwagi, zarówno indywidualnej, jak i całego społeczeństwa, to jeden z większych problemów w funkcjonowaniu demokracji. Teraz ta skończona uwaga jest zajęta nieustannym biczowaniem się „obozu liberalnego” czy tam „demokratycznego” z powodu rzekomo nieludzkiego ataku na dziecko Nawrockiego.
Tymczasem faktem pozostaje, że jedyne dziecko, które umarło z powodów dających się powiązać z hejterską działalnością jakiejś partii, to syn PO-wskiej posłanki Filiks.
Tak o hejcie na córkę Nawrockiego pisze Onet, medium powszechnie uznawane za anty-pisowskie:

17 artykułów w ciągu kilku dni, w tym wypowiedzi psychologa o szkodliwości hejtu!
Tymczasem tak o hejcie ze strony PIS pod adresem Mikołaja Filiksa – który miał formę nie kilku komentarzy pod postem, tylko kampanii w ogólnokrajowych mediach – pisała i mówiła pro-pisowska Republika:

Tak, Sakowicz zerwał współpracę z Terlikowskim tylko dlatego, że ten drugi potępił ujawnienie danych ofiary przez pisowskich hejterów!
Powiedzmy to sobie wprost: pisowski hejt i pisowskie zakłamanie w sprawie hejtu jest dziś znacznie większym problemem niż „hejt wobec córki Nawrockiego”.
Z jednej strony mamy partię – i jej elektorat – gotową na najbardziej monstrualne akty nienawiści i absolutnie wolną od jakiegokolwiek wstydu czy skruchy. Nawet zaszczuwając dzieciaka polityczki przeciwnego obozu wszyscy pisowcy – od anonków w necie, po najważniejszych gebelsów medialnych, posłów itp. – na każdym kroku tej kampanii udawali głupiego, czarne nazywali białym, a o śmierć ofiary swojego hejtu winili innych.
Tymczasem obóz liberalny od tygodnia się batoży i z oddaniem zdecydowanie godnym lepszej sprawy prześciga w przepraszaniu za „hejt”. Sami pisowcy oczywiście na tym pasożytują, starannie rozdmuchując skalę tego hejtu, aż powstało powszechne, podzielane już nie tylko przez nich, przekonanie, że hejt wobec pisowców jest szczególnym problemem, co do skali i natury („nawet w dzieci”, jakby pisowcy nie hejtowali dzieci). Ta wyolbrzymiona reakcja, ta nadwrażliwość, jest nie tylko w sensie moralnym niesprawiedliwa, ona niestety stanowi kolejne skuteczne narzędzie manipulacji dyskursem przez PIS.
Nagle nikt już nie docieka powiązań Nawrockiego ze światem przestępczym czy kibolami, wszyscy ronią łzy nad niebywale skrzywdzoną niewinną dziewczynką i szukają sposobów jak wyrugować ten hejt. Gdzie „ten hejt” oznacza oczywiście hejt nie-pisowski, bo z pisowskim hejtem nic się po prostu nie da zrobić, trzeba go zaakceptować jak CO2 w atmosferze.
W rzeczywistości dziewczynka, choć padły pod jej adresem jakieś groteskowe obelgi, ma się dobrze. Nikt po stronie nie-pisowskiej nie będzie nadawał o niej programów telewizyjnych, w których będą sugerowane jakieś kłamstwa i półprawdy mające ją doprowadzić do rozpaczy i chęci odebrania sobie życia. Ataki na nią spotkały się od razu z potępienie środowisk wrogich PIS.
Tymczasem, czy gdy wyciekły nagrania pisowca, który tłukł bez opamiętania swoją żonę, wyzywając ją od „pizd”, „pedałów” i „cwelów”, zaczął się potok pisowców w mediach przepraszających zarówno kobiety za przemoc, jak i mniejszość LGBT za ordynarny język degenerata ze swojej partii?
LOL, oczywiście, że nie.
Gdyby „nasza strona” zachowywała się jak PIS, Onet drukowałby nie psychologa mówiącego o szkodliwości hejtu, tylko materiały, w których winnym hejtowi na córkę byłby wyłącznie sam Nawrocki. „Liberalne” media zwalniałyby dziennikarzy za potępienie hejtu, tak jak Sakiewicz zakończył współpracę z Terlikowskim. Sam hejt nie byłby 20 komentarzami jakiś silniczkowych Grażyn, które sobie ulżyły atakując dziecko, to TVP i cały ekosystem medialny robiłyby materiały, które na różne sposoby piętnowałyby lub stygmatyzowały dzieci Nawrockiego.
Nic takiego nie ma oczywiście miejsca, zamiast tego nasza niezbyt podzielna uwaga od wielu dni jest odwrócona od ponurej przeszłości przyszłego prezydenta Polski i zajęta publicznym wyznawaniem winy. Wydaje mi się to zachowaniem dość obscenicznym.